świadomości na temat raka. Dni głębszego zrozumienia i wsparcia.
Światowy Dzień Walki z rakiem. World Cancer Day ustanowiony 17 lat temu we Francji, na dzień 4 lutego.
Przyjęto tego dnia Kartę Paryską, w myśl której rządy krajów świata, które ją podpisały, zobowiązały się do stworzenia programów zapobiegających i metod leczenia chorób nowotworowych.
"Głęboko poruszeni niepokojącymi skutkami chorób nowotworowych na całym świecie i ich wpływem na człowieka, na ludzkie cierpienie i produktywność narodów..tak rozpoczyna się karta Paryska wskazując na potrzebę intensywnych działań, we wszystkich dziedzinach badań nad rakiem, sojuszu pomiędzy naukowcami , lekarzami, pacjentami, władzami, przemysłem i mediami.."
Karta Paryska http://www.lekarstwonaraka.com.pl/karta%20paryska.htm
15 lutego Międzynarodowy Dzień Walki z Rakiem Dzieciństwa. International Childhood Cancer Day. Zapoczątkowany w roku 2002, by zwrócić szczególną uwagę na dzieci i ich rodziny, które stając oko w oko z chorobą, musiały zmienić całe swoje życie. Organizacje na całym świecie podkreślają istotę dostępu do najnowocześniejszych metod leczenia oraz konieczność zapewnienia opieki dla wszystkich dzieci walczących z nowotworami. Choroba nowotworowa u dzieci przebiega zupełnie inaczej niż u osób dorosłych, inaczej też manifestuje swoja obecność w młodym organizmie
Nowotwór, rak, nazwy używamy zamiennie.
Nie każdy nowotwór jest rakiem, ale każdy rak jest nowotworem. Powtarzane wiele razy. Warto zapamiętać tą zależność. Rozróżnia ją stopień złośliwości histologicznej (nie mylić ze stopniem zaawansowania) i z jakiej wywodzi się tkanki.
Nie każdy nowotwór wymaga leczenia. Istnieje wiele nowotworów, które nie rosną przez całe lata,
ze spontanicznymi regresjami aż do remisji. Nowotwory, które nie wymagają wdrażania terapii, będąc stabilne całe życie. Nowotwory, których wycięcie daje całkowite wyleczenie, co zaprzecza teorii, że są chorobą całego organizmu ( SIC! Medycyna Germańska), ale czy rak zawsze jest nowotworem złośliwym wymagającym leczenia? Nie. Np taki rak nerki bardzo złośliwy RCC, który został zdiagnozowany zanim pojawiły się przerzuty odległe (czytaj niski stopień zaawansowania, nie myl ze stopniem złośliwości) a leczeniem jest resekcja oszczędzająca nerkę. Wśród głosicieli wyższości terapii naturalnych nad konwencjonalnymi, spotkałam takiego osobnika z rakiem nerki. Po operacji nie wdrożono leczenia i ów osobnik wszedł w oleje, twierdząc, że dzięki nim, nie potrzebuje chemii. Osoba nie znająca detali rządzących przy tego typu rakach, ukłony w stronę oleju posyła, czy innych mieszanek. Wiara w te specyfiki, może pójść tak daleko, że gdy pojawia się jednak wizja chemioterapii, czy nawet leczenia celowanego inhibitorami, osobnik odmawia. Przeżywa jeszcze w miarę spokojnie rok, dwa (nowotwory nie zabijają od razu), ale bez konkretnych opcji leczenia, mogących spowolnić wzrost przy nowotworze agresywnym, żegnamy się z osobnikiem. Pod postem o odejściu, spodziewamy się piejców przeżycia spokojnie 2 lat bez chemii i wdzięczności za ten czas. Bo któż wie, że osobnik, dzięki leczeniu miał szansę 90% przeżycia 5 letniego zatem wizja 10 lat również możliwa, gdyby nie podszepty pseudoznawców.
Z przykrością przyznam, że pełno znam historii, gdzie guzy mózgu łechtane były witaminą C, amigdaliną, czy słynna immunoterapią na zachód od granicy, nie mylić z leczeniem celowanym z wygranym Noblem. Czas weryfikuje wszystkie decyzje. Dlaczego kończą się tak samo..
Potencjał to niepewna korzyść. Rozumiem...
tam gdzie nie ma opcji, ale to, co się nią jawi, może być zwyczajną brzytwą.
Mówmy jednak dalej o raku. Ten posiada wiele cech, które decydują o tym, że zasługują na miano "raka" i „złośliwca”. Główne cechy to naciekanie okolicznych tkanek, zdolność
do tworzenia przerzutów do węzłów chłonnych lub narządów oraz dość szybki niekontrolowany podział, ale nawet te cechy nie muszą występować równocześnie. Warunkują jednak przeżycie, czy odpowiedz na leczenie.
Taki np Glioblastoma w kilku podtypach, gdzie mamy udokumentowanie przeżycie 17 letnie. Wierzycie ? Dlatego jak usłyszycie wygrałem z guzem mózgu, czy innym rakiem. Pytaj jaki podtyp, nie samą klasyfikację.
Niestety nowotwór dzisiaj łagodny, może stać się złośliwym jutro. Może ale nie musi. Nie jest to możliwe w wielu sklasyfikowanych guzach łagodnych, ale biologiczne cechy niektórych, powodują transformację w ogniska o wyższej złośliwości. Dlatego tak ważne jest więc prawidłowe sklasyfikowanie.
Decyduje o planowaniu leczenia i określaniu rokowania.
Nie każdy nowotwór jest rakiem, ale każdy rak jest nowotworem. Powtarzane wiele razy. Warto zapamiętać tą zależność. Rozróżnia ją stopień złośliwości histologicznej (nie mylić ze stopniem zaawansowania) i z jakiej wywodzi się tkanki.
Nie każdy nowotwór wymaga leczenia. Istnieje wiele nowotworów, które nie rosną przez całe lata,
ze spontanicznymi regresjami aż do remisji. Nowotwory, które nie wymagają wdrażania terapii, będąc stabilne całe życie. Nowotwory, których wycięcie daje całkowite wyleczenie, co zaprzecza teorii, że są chorobą całego organizmu ( SIC! Medycyna Germańska), ale czy rak zawsze jest nowotworem złośliwym wymagającym leczenia? Nie. Np taki rak nerki bardzo złośliwy RCC, który został zdiagnozowany zanim pojawiły się przerzuty odległe (czytaj niski stopień zaawansowania, nie myl ze stopniem złośliwości) a leczeniem jest resekcja oszczędzająca nerkę. Wśród głosicieli wyższości terapii naturalnych nad konwencjonalnymi, spotkałam takiego osobnika z rakiem nerki. Po operacji nie wdrożono leczenia i ów osobnik wszedł w oleje, twierdząc, że dzięki nim, nie potrzebuje chemii. Osoba nie znająca detali rządzących przy tego typu rakach, ukłony w stronę oleju posyła, czy innych mieszanek. Wiara w te specyfiki, może pójść tak daleko, że gdy pojawia się jednak wizja chemioterapii, czy nawet leczenia celowanego inhibitorami, osobnik odmawia. Przeżywa jeszcze w miarę spokojnie rok, dwa (nowotwory nie zabijają od razu), ale bez konkretnych opcji leczenia, mogących spowolnić wzrost przy nowotworze agresywnym, żegnamy się z osobnikiem. Pod postem o odejściu, spodziewamy się piejców przeżycia spokojnie 2 lat bez chemii i wdzięczności za ten czas. Bo któż wie, że osobnik, dzięki leczeniu miał szansę 90% przeżycia 5 letniego zatem wizja 10 lat również możliwa, gdyby nie podszepty pseudoznawców.
Z przykrością przyznam, że pełno znam historii, gdzie guzy mózgu łechtane były witaminą C, amigdaliną, czy słynna immunoterapią na zachód od granicy, nie mylić z leczeniem celowanym z wygranym Noblem. Czas weryfikuje wszystkie decyzje. Dlaczego kończą się tak samo..
Potencjał to niepewna korzyść. Rozumiem...
tam gdzie nie ma opcji, ale to, co się nią jawi, może być zwyczajną brzytwą.
Mówmy jednak dalej o raku. Ten posiada wiele cech, które decydują o tym, że zasługują na miano "raka" i „złośliwca”. Główne cechy to naciekanie okolicznych tkanek, zdolność
do tworzenia przerzutów do węzłów chłonnych lub narządów oraz dość szybki niekontrolowany podział, ale nawet te cechy nie muszą występować równocześnie. Warunkują jednak przeżycie, czy odpowiedz na leczenie.
Taki np Glioblastoma w kilku podtypach, gdzie mamy udokumentowanie przeżycie 17 letnie. Wierzycie ? Dlatego jak usłyszycie wygrałem z guzem mózgu, czy innym rakiem. Pytaj jaki podtyp, nie samą klasyfikację.
Niestety nowotwór dzisiaj łagodny, może stać się złośliwym jutro. Może ale nie musi. Nie jest to możliwe w wielu sklasyfikowanych guzach łagodnych, ale biologiczne cechy niektórych, powodują transformację w ogniska o wyższej złośliwości. Dlatego tak ważne jest więc prawidłowe sklasyfikowanie.
Decyduje o planowaniu leczenia i określaniu rokowania.
Przez lata słuchania złowrogich komentarzy na temat chorób onkologicznych, filmów, gdzie rak zazwyczaj oznaczał klęskę, urosło więc wiele mitów. Krążą w społeczeństwie i negatywnie wpływają na chęć do profilaktyki, jak i samego leczenia.
Nie dziwię się niechęci do leczenia, lekarzy, braku zaufania. Niski poziom zaopiekowania pacjentem, brak czasu dla niego, brak leków dostępnych już od dawna poza granicami, brak badań klinicznych, ma swoje odbicie w wyznawcach metod różnej maści.
Nie dziwię się niechęci do leczenia, lekarzy, braku zaufania. Niski poziom zaopiekowania pacjentem, brak czasu dla niego, brak leków dostępnych już od dawna poza granicami, brak badań klinicznych, ma swoje odbicie w wyznawcach metod różnej maści.
zamykani w zakładach dla psychicznie chorych. Była jednak inna dość powszechna praktyka...trepanacja, którą próbowano „wypędzić” złego ducha z głowy
pacjenta. Według niektórych malowideł naskalnych czasu neolitu, wydaje się, że nasi przodkowie byli przekonani , że takie wiercenia
mogły wyleczyć padaczki, migreny i zaburzenia psychiczne.
Zabieg chirurgiczny zazwyczaj wiązał się z wysłaniem pacjenta do grobu szybciej, niż zrobiłaby to choroba. Tymczasem starożytni chirurdzy potrafili przeprowadzać skomplikowane operacje. Trepanacje u osób, które przeżywały, przynosiły rezultaty.
Dzieje się
tak do dzisiaj. Adaś również miał wykonaną trepanację. 3 dni po wykonanej wentrykulostomii, po której poczuł się lepiej ( nie wyganiano złych duchów 😊). Wykonano trepanację zwiadowczą razem z odbarczeniem(wycięciem) części guza. Trepanacja zwiadowcza wykonana była nad lewym uchem, gdzie pozostawiono dren na 48 h, w celu obserwacji przejrzystości płynu mózgowo- rdzeniowego i obserwacji możliwego krwawienia.
Guz Adasia zawiera mutację genu kodującego białko BRAF. Mutacja znajduje się tylko w guzie, nigdzie poza nim. Zmienione białko „wymyka się”spod kontroli i zaczyna przekazywać sygnał do podziału komórki w sposób niekontrolowany i niepohamowany. Taki promotor do wzrostu, nie wiadomo, kiedy się odezwie. Gdyby nie badania molekularne, precyzje nowoczesnych testów, tkwilibyśmy w teorii, że rak jest grzybem, którego można zagłodzić, zabić sodą, graviolą, czy grzybkami.
Guz Adasia |
Nowotwór
jest zaprogramowany, na życie i zabicie...
Jedna zawarta w nim mutacja przyspiesza wzrost, inna go hamuje.
Postęp w medycynie, jest niestety bardzo kosztowny. Ogromną część kosztów pochłaniają badania naukowe, Aby ocenić przydatność nowej substancji w leczeniu danego schorzenia, konieczne jest wykonanie szeregu badań klinicznych. Jest to proces dokładnie zaplanowany. Podawanie leku zwierzętom pomaga jedynie w przybliżonej ocenie cech nowej substancji. Nie istnieje bowiem model zwierzęcy, który umożliwiłby zastąpienie podawania leku ludziom. Istnieją również substancję, która wykazały działanie przeciwnowotworowe w badaniach, szybko niszcząc komórki rakowe, jednak szybki rozpad guza, jest poważnym powikłaniem terapii przeciwnowotworowej. Istnieją artykuły mówiące o zabijaniu komórek rakowych w 48 h. Na pierwszy rzut oka może wydawać się dla osoby bez przygotowania, jak doskonały jest to wynik, Taki spektakularny rozpad guza w rzeczywistości jest stanem zagrożenia życia.
Nagły rozpad, martwica lub masywna apoptoza komórek nowotworowych, które uwalniają duże ilości potasu, kw moczowego i fosforu w ilości na tyle znaczącej, że doprowadzają w bardzo szybkim tempie do hiperkaliemii, hiperurykemii, hiperfosfatemii z następczą hipokalcemią http://hirurgs-pl.bolezni.in.ua/rak/28096-zesp%C5%82-rozpadu-guza.html Dochodzi więc do podwyższonego poziomu zasad we krwi, porażenie mięśni i zatrzymania krążenia.
Wszystko to sprawia, że z rozpoznaną chorobą można coraz dłużej żyć, a po zakończonym leczeniu często możliwy jest powrót do poziomu funkcjonowania poprzedzającego samą chorobę. Warto zacząć traktować
nowotwory jako choroby przewlekłe, które można i należy skutecznie diagnozować i leczyć. Wtedy szanse, że będą wyrokiem, istotnie zmaleją.
Kobiety z rakiem piersi tworzą największą grupę osób żyjących z chorobą nowotworową.
Jest wiele filmików i artykułów o chwytliwych tytułach: „Każdy rak może być wyleczony w ciągu kilku tygodni”, czy "wylecz raka w 3 minuty". Brzmi cudownie, jednak na tytule cuda się kończą. Tylko zabieg chirurgiczny, jest w stanie usunąć nowotwór tak szybko. Można posunąć się dalej w twierdzeniu, jaki nowotwór taki cud...
Niestety wciąż istnieją typy nowotworu, które wygrywają ze współczesną medycyną.
W przygodach dzielnego wojaka Szwejka, tylko zalecana lewatywa potrafiła odzyskać słuch i mowę u chorego. Nie istnieje jeden lek na raka i przy takiej różnorodności podziału istnieć nie będzie. Entuzjastów twierdzeń o braku potrzeby postępu, odsyłam do hospicjów. Z pozycji zdrowego człowieka, życie jest prostsze a teorie zawsze skuteczne.
Nie tylko my rodzice onkologiczni, których dzieci doświadczyły cytostatyków, mamy prawo do mówienia, gdzie napotkamy na mity. Nie wygraliśmy ( jeszcze choć czujemy się szczęściarzami 😊), ale rodzicu, jeśli ktoś mówi Ci, że to, co inwazyjne, możesz pokonać nieinwazyjnie, dowiedz się proszę jak najwięcej o przeciwniku. Lata badań, relacji osób walczących, podpartych medyczną dokumentacja, nie ktosiów internetowych, gdzie słowo jest zachęta, przekazane z oratorską zdolnością, nielogiczny stek bzdur.
Nie, nie było pięknie walczyć na oddziałach szpitalnych. Leczenie onkologiczne obciążone jest wieloma powikłaniami.
Ceną przetrwania są problemy ze zdrowiem, może przez resztę życia.
ale ... jest Ż Y C I E!!
Żadne problemy nie przyćmią niezwykłości z przetrwania .
Przytulam do serca każdego rodzica, który właśnie usłyszał o chemii dla swojego dziecka.
Nie bój się ...
Kroczymy drogą uderzania z każdej strony, by nie być pasywnym „pasażerem medycznej windy do zdrowia” a aktywnym poszukiwaczem opcji.
Pięknej przyszłości wszystkim wojownikom!
Nic dodać nic ujać... powinnaś to szerzej opublikować, bardzo madry, rzeczowy i potrzebny post. Serdecznie Was pozdrawiam i trzymam kciuki za dalsza "czystość" w rezonansie i powrót Adasia do pełnego zdrowia
OdpowiedzUsuńRaka u dzieci można wyleczyć i mój synek Michał jest żywym przykładem. Minęło prawie 7,5roku od zakończenia leczenia, kontrole wykazują że dziecko jest zdrowe i normalnie funkcjonuje. Pilnujemy tylko brzucha bo po operacji ma w nim zrosty i 2 x wystąpiła niedrożność. To nic w porównaniu z rakiem. Synek jest dla mnie cudem i wciąż patrzę z niedowierzaniem jak rośnie, gada jak katarynka, je, biega. Nie umiem nawet tego opisać. Powtarzam tylko rodzice nigdy się nie poddawajcia, dzieci są bardzo silne i chcą żyć. Pozdrawiamy Adasia gorąco
OdpowiedzUsuń