sobota, 23 listopada 2019

Szczęściarz, nie głupek

31 października







 


 








21 października wizyta z onkologiem w GOSH




4 listopada

9.30 Okulista w Queen's Hospital w Romfordzie.




11.30 wizyta z endokrynologiem w GOSH





14 listopada CAMHS


Czekamy teraz na datę panelu endokrynologicznego w Basildonie. Ostatnie wyniki hormonów przysadki i kory nadnerczy, pokazały wysokie TSH (7.7U/l) i za niski w godzinach rannych kortyzol (0,8 ug/dl ), co daje wyraz w szybszym męczeniu się.



Tematy trudne...


Zanim dziecko pojawi się na świecie, snujemy tysiące marzeń o tym jakie będzie i jak idealnie będziemy spełniać się w rodzicielstwie zaszczepiając cechy....by było szczęśliwe.
Wierząc, że szczęście to być pełnym pasji, być mądrym, bystrym, grzecznym? Nie dopuszczamy, że stanie się jakiś błąd, w zdrowiu, w umyśle, że możemy nie mieć na coś wpływu. Bardzo szybko stygmatyzujemy w każdym odstępstwie budzącym niepokój.

Wspieramy akcje dla dzieci z chorobą Downa, dzieci z Autyzmem ale wspierać, nie oznacza równocześnie zgody, na bycie rodzicem dziecka z diagnozą. Dla niektórych "diagnoza" równa się upośledzenie. Również społeczne, przecież Twoje życie nie może być normalne, jeśli masz "nienormalne"dziecko.
Jesteś wspaniałą matką, podziwiam Cię, ale lepiej, by moje dziecko nie bawiło się z Twoim. Niby wiemy, że jest tyle odmian spectrum ile dzieci, ale sama wiedza o diagnozie wystarczy, by traktować z dystansem. Czujemy to między słowami. Podziwiam Cię na odległość, zapewne Twoje życie musi być smutne, jest przecież spełnieniem naszych koszmarów. Stygmat niezrozumienia budzi strach.

Obok lęków mamy piękne instagramowe dzieci, w lśniących domach, wykreowanych stylizacjach, czy dopingowanie rozwoju dziecka w wyścigu o jego idealność, bez szansy na bycie zwyczajnym. I tak od pierwszych miesięcy, czy już siada, czy raczkuje, czy chodzi, czy siusia do nocnika, czy mówi..a moje dziecko już, a moje to i tamto...Wszyscy w tym uczestniczymy.
Tysiące minek moich dzieci, uwiecznianych przez lata dzieciństwa z zachwytem i podziwem robionych. Moje dziecko jest idealne. Dla mnie jest cudem.



Bycie zdolnym jest dumą rodziców. Jestem dumna z osiągnięć najstarszego syna. Nigdy nie zmuszałam go do nauki, owszem sprawdzałam prace, chyba tylko do 3 klasy, ale nie stymulowałam go kreatywnymi zabawkami do rozwoju. Czytałam mu bardzo dużo książek. Idąc do przedszkola, znał na pamięć kilkanaście wierszy polskich poetów. Nie uczył się ich.
Czytam tę samą książkę Adasiowi, za każdym razem jakbym czytała pierwszy raz.


 






To prawda, że za sukcesem dziecka stoi inspirujący nauczyciel, tym nauczycielem jesteśmy my jako rodzice. I będziemy porównywać dzieci między sobą, choćbyśmy mówili, że tego nie czynimy. Może dzięki temu, jesteśmy w stanie zauważyć, że coś, nie jest tak jak być powinno. Ramy rozwoju psychomotorycznego są ustalone. Zauważyć, by pomóc, nie by być stygmatyzowanym...Czuć winę, że popełniliśmy gdzieś błąd.
Poznałam rodzinę dziecka z neurologicznymi deficytami. Nie odwiedzali innych rodziców, w obawie przed wstydem, że zabawka będzie popsuta, czy oni ocenieni, w braku możliwości zapanowania nad dzieckiem. Rodzic od jakiego czasu uczestniczy w warsztatach dla rodziców dzieci z podobnymi deficytami. Jego dziecko nie zmieniło się. Wciąż jest tym samym dzieckiem psującym zabawki z brakiem możliwości dostosowania. Niewiele się zmieniło. Postęp uczynił się w głowie rodzica, który przestał przejmować się tym, że poprawić funkcjonowanie dziecka, nie jest tożsame z wyleczeniem go i zaczął zauważać wyłącznie pozytywne strony wyjątkowości swojego skarba.


Pamiętam nieświadomość w jakiej żyłam i co rzeczywiście budziło wtedy strach. Nikt nie marzy o dziecku z niepełnosprawnością. Jeśli to niepełnosprawność ukryta, często jest chowana, nie jest nazywana przez rodziców publicznie, właśnie w obawie przed "pieczęcią" na resztę życia. Przed niezrozumieniem i wycofaniem w relacjach. Wiecznym tłumaczeniem, że tak jak w leczeniu raka, mamy wiele mitów powielanych nagminnie, tak nie każdy problem neurologiczny, wrzuca do koszyka jednego określenia- głupek.
I nie chodzi tu wcale o przejmowanie się opinią otoczenia a właśnie o ochronę dziecka, czy samej rodziny, nawet jeśli wiąże się to z izolacją społeczną, to jest to cena za spokój, za normalność zaakceptowaną. Taką naszą normalność, w której Adaś sam nie wejdzie do windy, czy na schody ruchome, gdzie hałas i duże przestrzenie, czy jakiś detal, dla nas samych bez znaczenia, działają na niego jak zapalnik a bardziej jak tajemniczy przycisk, od którego zaczyna się indywidualność a kończy diagnozą wysokofunkcjonujący autyzm. I nie ma w tym ani krzty agresji, czy upośledzenia umysłowego. Ponadprzeciętna inteligencja, nadzwyczajne rozumienie świata, jaki dał uraz mózgu.





Pamiętam kolegów, koleżanki z klasy, którzy nie mogli opanować materiału. Nigdy nie byli nagradzani za wysiłek. Liczyła się ocena, ta sama dla wszystkich. A przecież ktoś słabszy w matematyce, pasjonował się morskimi głębinami bardziej niż nauczyciel geografii. Ktoś słabszy w historii, potrafił tworzyć muzykę, jaka wybrzmiała w duszy, lepiej niż nauczyciel muzyki. A gdyby tak każdy miał być oceniany za dobroć. Za bycie dobrym człowiekiem. Gdyby taka ocena istniała, ścigalibyśmy się w spełnianiu dobrych uczynków aż może przestalibyśmy je zauważać. Byłby znowu ktoś lepszy, najlepszy. Ktoś spełni 100 dostaje 6. Ktoś spełni 10...dostaje 1. Uratowałeś 1 życie, nie ważne, jeśli nie masz sukcesów w podstawie programowej.  Ile rzeczy musieliśmy chłonąć niepotrzebnych i ile rzeczy wokół nas nie było zauważanych. Wisienką na torcie obok ocen nauczycieli, są inne dzieci. Potrafią uczynić piekło "odstającym". Ale za tymi dziećmi, również stoją ich rodzice...

Mało jest więc bezpiecznej przestrzeni, dla dzieci takich jak Adaś. Gdzie wraz z guzem mózgu, otrzymał dodatki do życia, spectrum z Tourette Syndrome. Powikłania nazwane już wcześniej przez Child Development Centre, gdzie trafiliśmy w styczniu, po raporcie neuropsychologów z maja 2018 roku a potwierdzone diagnozami zaburzeń łączonych w czwartek 14 listopada, po panelu neuropsychologów i psychiatrów w CAMHS. Deficytów neurologicznych z genezą - abnormalities in the metabolism of brain chemicals -nieprawidłowości w metabolizmie substancji chemicznych w mózgu, traumatic brain injury- uraz mózgu (pooperacyjny) i hydrocephalus-wodogłowie, z którym walczył przez wiele miesięcy roku 2015.

Adaś-moja indywidualność mierząca świat liczbami, swobodnie posługujący się językiem mowy, gaduła w temacie Minecraft, kosmosu, mrówek, pająków, delfinów, a ostatnio hipopotamów. Jak sam określa opowiadając o budowaniu, jest epicko :) Oglądający National Geographic Wild z zachwytem, uwielbiający planszówki, książki podróżnicze i wszelkie gry dla dzieci. Posiadający uzdolnienia matematyczne z głową pełną pomysłów, ale również wrażliwy na dźwięki, zapachy i smaki. Wyłączający się przy dużej ilości bodźców, z manieryzmami i tikami, ekscentryk tworzący świat na własnych zasadach, z mową naszpikowaną specjalistycznym słownictwem. W dosłownym rozumieniu świata, w którym wszyscy są dobrzy a nikt nie ma złych intencji.
Zapewne w 2015 roku, byłabym przerażona ilością diagnoz, przytłoczona...dzisiaj może mnie przestraszyć tylko rosnący guz.







 







Psycholog z CAMHS zapytała, jak się czuję z tą diagnozą.
Wydaje mi się, że za późno na tego typu pytanie. To jak pytać, jak czuję się jako rodzic, który od 5 lat walczy o zdrowie dziecka. To była prawdziwa wojna. Wojna na zewnątrz i wojna z samym sobą, by akceptować"dodatki" do guza. Człowiek w mierzeniu się z traumą, przechodzi przez etapy. Wydaje mi się, że przeszliśmy je wszystkie.

1.Zaprzeczenie. To niemożliwe, by nasze dziecko było tak ciężko chore. Guzy mózgu ? Słyszałam o tym, gdzieś daleko, poza możliwością wejścia w ten świat. Nikt w rodzinie nie miał guza mózgu. Wyniki się mylą. Jutro się obudzę z tego snu.

2. Gniew. Dlaczego? Dlaczego my ?Za co ? Boże jak mogłeś, przecież to niewinne dziecko. Wściekła na życie.

3.Negocjacje. Mieć wpływ. Naprawić dobrem. Chcę być chora zamiast mojego dziecka.

4.Depresja. Choroba jest faktem. Widzisz koniec życia. Nie ma negocjacji, nie ma cudów. "Będzie dobrze"nie ma mocy. Nie masz wpływu na przebieg choroby. Bezsilność boli. Obwiniam się o wiele rzeczy, karzę za przeszłość. W codzienności z chorobą, przestajesz pytać, działasz jak maszyna. Brak snu, stres, obcowanie ze śmiercią. Wszędzie dostrzegasz zagrożenia życia  i jego kruchość.

5. Pogodzenie. Stąpam twardo po ziemi, trzymam powierzchni. To na co mamy wpływ, całkowite zaangażowanie, to na co nie mamy wpływu-akceptuję. Konkrety w walce, bez rozdrabniania się energetycznego na rzeczy mniej ważne. Wiem, gdzie jest granica między leczeniem a uporczywością terapii, względem swojego dziecka. Emocje zamieniam na działanie. Marzenia, na planowanie od rezonansu do rezonansu. Podkreślam, co dobre, odgradzam grubą krechą życie przed chorobą. Doceniam leniwe, spokojne dni.

Byliśmy w hospicjum. Jednak wciąż jako pacjent ze statusem  CPR , co w kontekście opieki paliatywnej znaczy cardiopulmonary resuscitation, czyli podjęcie resuscytacji krążeniowo-oddechowej, w razie zatrzymania. Pomimo choroby zagrażającej życiu wciąż z szansą na życie. Status DNR oznacza, do not resuscitate - nie reanimować.
Pomimo heroicznych walk, nadzwyczajnych środków terapeutycznych, mających na celu odroczenie nieuchronnej śmierci...byliśmy, wciąż jesteśmy, jako bliscy w walce świadkowie odejść dzieci walczących z guzami mózgu.
Jak więc biorąc pod uwagę drogę jaką przeszliśmy i walki jakie stoczyliśmy, rzeczywistość, w której istniejemy od 5 lat, miałabym źle czuć się przy diagnozach "dodatkach", gdy czujemy się szczęściarzami, wciąż będąc pacjentami CPR. To inny poziom niepokoju...

Pacjenci, którzy jako dzieci wygrali z nowotworem, są chodzącą reklamą osiągnięć współczesnej medycyny ale są też ofiarami toksycznych terapii przeciwnowotworowych i chorują niemal całe swoje późniejsze życie.  Nie zaprzeczę ani osiągnięciom medycyny, ani toksyczności, która życie utrudnia. Korzyść z protokołów leczenia względem wielu nowotworów, jest bezsprzeczna przy alternatywach, które dla odmiany nie dają życia, dają śmierć możliwe w lepszym komforcie życia. To beznadziejna opcja, ale wygrałem...i co dalej ? 
O tym medycyna również nie może zapomnieć. Mamy coraz więcej...nie znoszę tego słowa "ozdrowieńców", oni muszą funkcjonować i funkcjonują, w ryzyku problemów ze strony każdego narządu. Chcą funkcjonować, nie jakoś jakoś ale dobrze. 
Całe swoje życie pamiętać o raku, by wiedzieć co czyha po drodze, wraz z upływem lat od terapii.
Pytanie nie powinno brzmieć, jak się czuję z diagnozą, powinno brzmieć, jak pomóc żyć Adasiowi, bo jest szczęściarzem...


















  




6 komentarzy:

  1. Kochana Madziu zawsze jak czytam Twój wpis na blogu to przestaje oddychać ... Patrzę tak na Karolka i Maciusia i myśli sie w głowie kotlują... Buziaki dla Was .... sił ... uśmiechu...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochana, masz przecudownych chłopaków. Tylko najlepsze mysli <3

      Usuń
  2. Madziu, aż ciarki przechodzą, jak się czyta, tak z radości.
    Tak, Adasiek to szczęściarze. Bo ma Was, bo ma swoje " leniwe dni". Bo tak naprawdę to wygrał. Tak sie ciesze Waszym szczęściem jak nikt na świecie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ozdrowieniec to szczęściarz...czemu nie znosisz tego słowa? Mój syn 10 lat po leczeniu mięsaka, po operacji i chemioterapii. Dziś normalnie chodzi do szkoły, jest coraz bardziej samodzielny. Chce być policjantem, nie bronię mu marzeń, niech będzie kim chce. Nie uczy się dobrze, pomagam mu, ale przechodzi do klasy, jest bystry. nie wiem jak by sobie radził bez tych obciążeń nowotworowych. Trudno. A za to ja... Wciąż widzę oddział onkologiczny, stoję przed blokiem operacyjnym, jadę z kolejnej chemii z migreną wymiotując po drodze. te obrazy są we mnie na zawsze. Plus dla mnie-jestem silną, pewną siebie kobietą, świadomą wartości swojej i swojego dziecka. Oboje jesteśmy szczęściarzami. Pozdrawiam Adasia i Ciebie. Anna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ozdrowieniec nie jest zdrowy. Guzy OUN przy innych terapiach nowotworowych niestety niosą wiecej powikłań. Stad definicja ozdrowieńca jest nieadekwatna. Ozdrowieniec z definicji, to osoba, u której ustąpiły objawy. To jest w przypadku dzieci z guzami OUN w większosci niemożliwie. Pozdrawiamy :)

      Usuń