Jan Paweł II
26 marca, póznym popołudniem zostaliśmy przyjęci na oddział Lion w GOSH. Rozpoczęto nawadnianie przed głównym wlewem. 27 godzin świąt....27 godzin chemii.
Na oddziale cisza ale nie sposób zasnąć.
O 5 rano idę do kuchenki oddziałowej po kawę i świeże picie dla Adasia, by nie musieć wychodzić potem. W czasie wymiotów, nie robimy dwóch kroków poza łóżko. Gdy wracam, widzę na stoliku wielkie czekoladowe jajo. Happy Easter to You - pielęgniarz królik wielkanocny podrzuca każdemu do pokoju :)
Adaś nie je słodyczy. Pozwolę mu jednak dzisiaj na kawałek czekolady i świątecznego ciasta.
O godzinie 10 podłączono Cyklofosfamid razem z osłonowym lekiem Mesna. Krótkie wstrzyknięcie z Winkrystyny i...Alleluja !
Przywitał Adasia świąteczny prezent od "The Indee Rose Trust" wspierające dzieci z guzami mózgu. Adaś miesiąc temu na oddziale Elephant, zwymiotował na swój tablet. Został zareferowany z GOSH, by dostać nowy, ale iPada się nie spodziewał.
Po śniadaniu, razem ze stojakiem z chemią, podreptaliśmy do oddziałowego pokoju zabaw. W kilka minut pojawiła się nieznośna czkawka. Wracamy więc, po picie. W połowie drogi zaczepia nas pracownik roznoszący posiłki,"co Adaś życzy sobie na lunch?"Do wyboru pieczona jagnięcina, kurczak czy łosoś w panierce...ciasto czekoladowe z budyniem, jogurt. Opieka i troska w GOSH, nigdy nie przestanie mnie zadziwiać.O godzinie 10 podłączono Cyklofosfamid razem z osłonowym lekiem Mesna. Krótkie wstrzyknięcie z Winkrystyny i...Alleluja !
Przywitał Adasia świąteczny prezent od "The Indee Rose Trust" wspierające dzieci z guzami mózgu. Adaś miesiąc temu na oddziale Elephant, zwymiotował na swój tablet. Został zareferowany z GOSH, by dostać nowy, ale iPada się nie spodziewał.
- Co zjadłbyś Adasiu ?
-Mamusiu niedobrze mi...
-....
Kolejnych wiele godzin mijało nam na silnych wymiotach. Bilans płynów jednak na minus. Ważone pojemniki z moczem i wymiotami, wskazały na zatrzymanie wody w organizmie.
Adaś przestał siusiać, zaczął puchnąć. Nie działały leki przeciwywymiotne, byliśmy bez siły. Mąż mógł zostać ze mną całą noc i czuwać przy Adasiu.
Kolejny dzień płukania nerek, mesny i furosemidu przyniosły pomoc. Wyszliśmy wieczorem do domu, z plastrem za uchem, który uwalnia lek przeciwwymiotny przez 3 dni.
Spokojna noc.
Tylko 1 dzień.
Cały wtorek stan podgorączkowy. Adaś czuł się coraz gorzej. Gdy temperatura przekroczyła 39, znalezliśmy się w izolatce szpitala w Basildonie. Od kilkunastu godzin, podawane są do portu piperacilina, tazobactam i flucloxacilin przeciw sepsie. W wynikach krwi spadki, jakich nie doświadczyliśmy już dawno. Zerowa odporność. Gdy obniżona temperatura utrzymała się przez 6 h, zamieniono flucloxacilin na podawaną doustnie. Dzięki temu mogliśmy opuścić szpital i przywozić Adasia na kolejne dawki antybiotyków w wyznaczonych godzinach. (6 rano, 12, 18 i 24) Co 5 i pół godziny pokonywane 20 km, by dostać się do szpitala Uniwersyteckiego. Wywalczyliśmy taką możliwość. Nie pojawiły się, już żadne inne symptomy, a oddział pediatryczny szpitala pomocniczego w Basildonie, przy wysoce specjalistycznym Great Ormond, jest niestety miejscem nieprzygotowanym dla dzieci onkologicznych. Miejscem przedzierania się przez niekompetencje lekarzy, nie wiedzących nic o chemii jaką przyjmuje, o procedurach narzuconych przez onkologów, o zasadach postępowania względem dziecka z guzem mózgu. Nie pozwolę traktować Adasia jak pacjenta bez szans, co na każdym kroku jest podkreślane a zwrócenie uwagi przy złym postępowaniu, skutkuje reakcją "Czy pani wie, jak bardzo chore jest pani dziecko ?"
Adaś z babcią |
Tłumaczenie dziesiątki razy i żądanie wykonania telefonu do Great Ormond, który daje wskazówki personelowi szpitala pomocniczego, aż do następnej sytuacji. Moja świadomość pielęgniarska i doświadczenie jako rodzic onkologiczny, to patrzenie na ręce i każdy szczegół, który ma wpływ na leczenie i samopoczucie Adasia.
Antybiotyki z całą pewnością są wielką bronią. Sepsa zabija szybko. Szybciej niż rak. Ale bezpieczeństwo leczenia...to nie tylko leki...
28 marca zmarł ks Jan Kaczkowski.
Cudowni rodzice, walczcie o swojego dzielnego chłopczyka. Czytam Waszego bloga i jestem strasznie zła na tego cholernego raka, że takie cierpienie stwarza takim cudownym istotkom jakimi są dzieci i w ogóle ludziom.
OdpowiedzUsuńDużo sił Wam życzę.